X


Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Z upływem każdej godziny powietrze cuchnęło coraz bardziej. Cierpiący na dyzenterię nie mogli nad sobą panować. Zatrzymywa­no pociąg co godzinę i straż pozwalała wychodzić tym, którzy musieli sobie ulżyć. Na każdym przystanku otaczali pociąg cywile z podarkami w postaci pomidorów, ryżu, smażonego mięsa, łodyg trzciny cukrowej, cukierków i butelek z wodą. Strażnik Willa był wyrozumiały i patrzył na to w milczeniu. Inni strażnicy odpędzali ludzi, ale ci przerzucali wtedy głodnym jeńcom żywność ponad ich głowami. Jakiś lokalny telegraf powiadomią! o posuwaniu się pociągu i tłumy rosły na każdej następnej stacji.
Po około trzech godzinach pociąg podjeżdżał do Angeles i stojący przy drzwiach puścili domysł, że może ich tu wysadzą, ponieważ do Clark Field pozostała tylko jedna mila. Ale pociąg nawet nie zwolnił biegu. Jechał jeszcze godzinę do Capas, gdzie strażnicy zeskoczyli pierwsi i poczęli niecierpliwie wypędzać jeńców z wagonów. Domingo pomagał Willowi w schodzeniu. Wiele wagonów pozostawało zamkniętych, a kiedy i te otwarto, jeńcy poczęli z nich wypadać niczym jabłka z rozdartej torby. Wdychali świeże powietrze tak, jakby to był skarb. Mnóstwo cywilów przeszukiwało oczyma wysiadających w nadziei znalezienia krew­nych lub przyjaciół, co chwila więc wybuchały okrzyki radości i płaczu. Dwaj przyjaciele obłapili Dominga i gawędzili z nim przez moment, po czym strażnik przerwał ich spotkanie.
- Jedziemy do obozu O'Donella - powiedział Domingo Wil­lowi. Były to częściowo tylko wykończone koszary armii filipińs­kiej. - To raptem sześć mil stąd.
Jeńcy ruszyli piaszczystą, pozbawioną cienia drogą. Świeże powietrze smakowało jak eliksir, a ludzi uszczęśliwiało samo przebywanie na otwartej przestrzeni. Z pomocą Dominga Will odzyskiwał siły. Podtrzymywał go na duchu ciepły przypływ przyjaźni okazywanej mu w ciągu całej drogi od San Fernando.
Strażnicy popędzali do marszu, ale bez szturchańców i bicia. Tych, którzy odpadali wyczerpani, pozostawiano na poboczach drogi z zapewnieniem, że zabiorą ich wkrótce ciężarówki. Nikt nie został zastrzelony, a w końcu rzeczywiście pojawiły się ciężarówki i pozbierały osłabionych.
Przeszedłszy pierwszą milę, Will nabrał dość sił, by iść bez pomocy. Najgorsze miał za sobą. Przetrwał. Ze szczytu wzgórza dojrzał gmatwaninę zrujnowanych budynków, rozrzuconych po obszernej, wyschłej, sfalowanej dolinie chełpiącej się jedynie paro­ma rachitycznymi drzewami. To musi być obóz O'Donella! Pod­szedłszy bliżej dostrzegli, że istotnie, większości baraków nie wykończono. Jedne nie miały dachów, inne składały się jedynie z bambusowych szkieletów pokrytych strzechami z trawy. Wy­glądało to jak kiepsko zaprojektowane osiedle, dawno opuszczone z braku funduszów i popadające w ruinę.
Obóz otoczono wysokim ogrodzeniem z drutu kolczastego, przetykanym drewnianymi wieżyczkami strażniczymi. Uzbrojone straże gapiły się na nadchodzącą armię wynędzniałych, brudnych jeńców. Will patrzył na ów świat za drutami. Nie było w nim śladu życia, prócz kęp wysokiej, szorstkiej trawy cogon, nieruchomej w upalnym, stojącym powietrzu. Will, wchodząc poprzez wąskie wrota, między wieżyczki najeżone karabinami maszynowymi, przypomniał sobie ostrzeżenie Dantego: porzućcie wszelkie nadzie­je, którzy tu wchodzicie...
Szedł za tłumem po wypalonym, wyschłym na pieprz placu apelowym. Jego grupę przeliczono i obszukano, czy nie ma broni. Każdy przedmiot, jaki spodobał się strażnikowi, ulegał konfiska­cie. Podoficer wywrzeszczał rozkaz i poprowadzono jeńców na wzgórze, do budynku, na którym zatknięto japońską flagę.

Tematy

Drogi użytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.