– Pochlebiam sobie, że dobrze siÄ™ spisaÅ‚em – dumnie odparÅ‚ detektyw. – MÅ‚ody czÅ‚owiek
przyznał się dobrowolnie, że jakiś czas szedł za Drebberem, ale ten go zobaczył i wsiadł do
dorożki, by mu umknąć. Wracając do domu Charpentier miał jakoby spotkać kolegę, z któ-
rym długo spacerował. Zapytany, gdzie ten kolega mieszka, nie umiał dać odpowiedzi. Myślę,
że wszystko wspaniale się zgadza. Śmieszy mnie Lestrade uganiający za fałszywym śladem.
Nic z tego nie będzie. U licha, otóż i on!
Istotnie w czasie naszej rozmowy Lestrade wszedł na górę i teraz stał w drzwiach. Brakło
mu jednak zwykłego tupetu i zadowolenia z siebie. Minę miał zakłopotaną i niepewną, a
ubrany byÅ‚ nieporzÄ…dnie – na Å‚apucapu. NiewÄ…tpliwie przyszedÅ‚ naradzić siÄ™ z Holmesem, ale
ujrzawszy swego kolegę do reszty stracił kontenans. Stał w pokoju, bezradnie mnąc kapelusz.
– Niezwykle zawiÅ‚a sprawa – wykrztusiÅ‚ wreszcie. – Bardzo zagadkowa.
– Ach, tak pan uważa, panie Lestrade! – tryumfujÄ…co wykrzyknÄ…Å‚ Gregson. – Przypusz-
czałem, że pan dojdzie do tego wniosku. Udało się panu umiejscowić Józefa Stangersona?
– Józefa Stangersona, sekretarza Drebbera – poważnym tonem powiedziaÅ‚ Lestrade – za-
mordowano dziś koło szóstej rano w hotelu Halliday.
34
VII. Światełko w mroku
Oszołomiła nas niespodziewana i niezwykle ważna wiadomość, którą Lestrade obwieścił
na przywitanie. Gregson zerwał się z fotela, przewracając resztki whisky z wodą. Ja w mil-
czeniu patrzyłem na Sherlocka Holmesa, który zacisnął usta i zmarszczył brwi.
– Stangerson także! – mruknÄ…Å‚. – Sprawa siÄ™ komplikuje.
– Już przedtem byÅ‚a dość skomplikowana – żaÅ‚oÅ›nie powiedziaÅ‚ Lestrade przysuwajÄ…c so-
bie krzesÅ‚o. – WidzÄ™, że trafiÅ‚em na coÅ› w rodzaju rady wojennej.
– Czy jest pan... pewien tej wiadomoÅ›ci? – wyjÄ…kaÅ‚ Gregson.
– PrzychodzÄ™ prosto z jego pokoju – odparÅ‚ Lestrade. – Pierwszy wykryÅ‚em, co siÄ™ staÅ‚o.
– Znamy już poglÄ…d Gregsona – rzekÅ‚ Holmes. – Może z Å‚aski swojej pan nam opowie,
czego pan był świadkiem i czego pan dokonał.
– Bardzo chÄ™tnie – odparÅ‚ Lestrade siadajÄ…c wygodnie. – PrzyznajÄ™ otwarcie: sÄ…dziÅ‚em, że
Stangerson zamieszany jest w morderstwo Drebbera, lecz to nowe wydarzenie wskazuje, że
się gruntownie myliłem. Pochłonięty jedną myślą, gorliwie zająłem się osobą sekretarza. Obu,
jego i jego chlebodawcę, widziano na dworcu Euston koło pół do dziewiątej wieczorem trze-
ciego bieżącego miesiąca. O drugiej w nocy znaleziono Drebbera na Brixton Road. Należało
więc ustalić, co robił Stangerson między ósmą trzydzieści a godziną zbrodni i co się z nim
działo potem. Telegraficznie nadałem jego rysopis do Liverpoolu i kazałem śledzić statki od-
chodzące do Ameryki. Potem zabrałem się do roboty i odwiedziłem wszystkie hotele i pen-
sjonaty w pobliżu Euston. Widzicie, panowie, myślałem, że jeżeli Drebber rozstał się ze
swym towarzyszem, to ten najpewniej ulokował się na noc gdzieś w pobliżu, by od rana cze-
kać na dworcu.
– Prawdopodobnie zawczasu ustalili sobie miejsce spotkania – zauważyÅ‚ Holmes.
– Tak też byÅ‚o. CaÅ‚y wczorajszy wieczór straciÅ‚em na daremnych poszukiwaniach. DziÅ›
zacząłem od wczesnego ranka i o ósmej dotarłem do hotelu Halliday na Little George Street.
Na moje pytanie, czy nie zatrzymał się czasem u nich Stangerson, odpowiedziano mi twier-
dzÄ…co.
– Pewnie pan jest tym, na kogo on czeka – powiedziano. – Od dwóch dni czeka na jakie-
goÅ› pana.
– Gdzież teraz jest? – zapytaÅ‚em.
– U siebie na górze, w łóżku. KazaÅ‚ siÄ™ zbudzić o dziewiÄ…tej.
– PójdÄ™ do niego – rzekÅ‚em.
Sądziłem że zaskoczony moim widokiem, mimo woli się wygada Posługacz ofiarował się,
że mnie zaprowadzi. Pokój zajęty przez Stangersona mieścił się na drugim piętrze, a szło się
do niego wąskim korytarzem. Posługacz wskazał mi właściwe drzwi i już miałem go odesłać,
gdy ujrzałem coś, co przyprawiło mnie o mdłości, mimo mej dwudziestoletniej praktyki.
Spod drzwi, wijąc się, wypływała wąska, czerwona, krwawa struga i u przeciwległej listwy
zbierała się w małą kałużę. Na mój krzyk posługacz zatrzymał się. Mało nie zemdlał na ten