Każdy jest innym i nikt sobą samym.

..

Słyszę imię me w wieków rozłogu
jak na turzym zatrąbione rogu,
płynie echem, lecz się nie uderza
o hełm niczyj ni się od puklerza
niczyjego odbite nie wraca,
lecz się w echu, jak chmura, roztrąca...

Jako z woru owsa, tak się sieje
ziarno z mego krwawego nazwiska
i na głowy spada, i połyska,
ale w żaden się szyszak nie dzieje
116
i nikomu zeń kłosu na głowie wzwyż tryumfu nie pną aniołowie...

O mój mieczu, o mieczu mój krwawy,
zaliś nie jest ty w Polsce ostatni?
Będą jeszcze rycerze szkarłatni,
lecz nie będzie już serc bez obawy,
serc bez lęku...
W świat z daleka widno
Turkom Niemców ucieczkę bezwstydną.
Pan Zawisza od ołtarza wstawa
i z cichego wychodzi namiotu -
na miecz wsparta jego ręka prawa,
a twarz smutku pełna, nie kłopotu.

Cóż kłopotać się, gdy jedno czeka,
czyj duch nadrósł w głębizny człowieka.

I poglądał na tych, którzy mali
sami jedni przy nim pozostali;
proste chłopy polskie hen ze Spiża
ze starostą swym spiskiem przybyłe -
patrzą śmiało^ gdy się śmierć przybliża, patrzą śmiało w otwartą mogiłę...

O maluczcy olbrzymiego ducha!
Oto jeden na ligawce dzwoni,
na ligawce górskiego pastucha,
drugi wsparł się na włóczni i słucha -
117
cóż w ich duszach? Kędy myśl ich goni?
Cóż w ich duszach?

O ten czas znad borów,
znad łąk mokrych na spiskiej równinie
wstaje opar czerwony i płynie,
zrąb Łomnicy słoni do połowy,
a ponad nim, w zarzewiu kolorów,
trzon jej czarny pod niebo się wspiera, trzon ogromny, czarny, granitowy,
na kształt orła, co ziemię przeziera...

Ach! daleko!... Lecz tu, w świcie słońca, czarny rycerz świeci jak Łomnica
i tak oko tych chłopów zachwyca,
jak moc Tater nad nimi stojąca.

On ich zaklął w swój widok... Nad głowy pan im Czarny rozpiął ręce obie - -
oto w jednym chowan będę grobie
z tobą, ludu... Mój miecz Achillowy,
który święte ciął na poły sprawy,
a nie poniósł nigdy podłej szczerby,
z wami legnie strudzony i krwawy
i to będą rdzawe jego herby
dla was, chłopi, ta krew, co na czoła
z mego miecza wam spłynie anioła...

118
Dosyć! Konia małego!

Czy duchy?
Czyli perskie rozszalałe diwy?
Leci rycerz z postaci straszliwy,
na kształt ziemią rwącej zawieruchy;
pod nim konik brzuchem tyka ziemi,
on zaś stopy żelazem kutemi.

Z nim, włócznie wytężywszy, w białej
wełnie leci dwóch poczet zbyt śmiały...

Świsnął arkan, nim dotarł pan Czarny,
z konia zerwań rycerz na powrozie - -

o! jakiż marny
temu los, co sam został w obozie...

O! jakże sroga
jest moc przeczuć złych, gdy śmierć nadchodzi...

Ukradł głowę Zawiszy spah złodziej
i do sułtańskiego niósł proga...

Bo za króla go wzięto - - że był
królem życia najsmutniejszych sił...

Arma tua fulgent, sed non hic ossa quiescunt, Divae memoriae miles, o Zawisza niger!
119

(A to stało się u Szmiechyrowa
Hrada, w ziemi dalekiej chorwackiej;
tam największy poległ rycerz lacki,
będzie temu niedługo połowa
lat tysiąca, rok tysiąc czterysta
i dwadzieścia ośm. A tę rocznicę
czcić pomnijcie, bo to było święto
takie ducha, że niechaj korzysta
z tych dat naród, któremu w przyłbicę
pluto z oczu otwartych podjętą!)
DZIECINNY OKRĘCIK

Dziecinny okręcik płynie
po morskiej het głębinie,
ze sznurka urwał się;
przez morza mknie otchłanie,
nikt nie wie, kędy stanie -
w żagielki wicher dmie.

Może aż w oceany
okręcik, wiatrem gnany,
zapłynie - w wieczną toń;
patrz, jaki jeszcze wielki,
dzień bieli mu żagielki - -
goń z wiatrem statku, goń!...

120
Maleńka dziecka dusza
w ślad za okrętem rusza,
wśród białych płynie pian - -
podnosi się i zniża,
polotna, lekka, chyża
z skalnych wybiegła ścian.

Wraz cieszy się i smuci - -
i piękny, i nie wróci
okręcik ślicznych farb;
het tam, przez morskie wały
wiatr w żagiel dmie mu biały,
znów w fal go kryje karb.

Już zniknął. Próżno oczy
śledzą go na roztoczy -
nic, tylko szafir wód;
pustynia - wiatr polata -
błękitny bezmiar świata
i poręcz brzeżnych wrót.

Tak kiedyś precz ode mnie
w życia poleci ciemnie,
o dziecko, dusza twa - -
tak będzie odpływała
skrzydlata, czysta, biała -
Bóg tylko szlak jej zna.

121
Lecz patrz! Jak głąb ta świeci i wiatr, co po niej leci,
jak czysty z górskich wież!
Patrz! Jak w tej słońca ciszy
pełnią piękności dyszy
świat cały wzdłuż i wszerz!

Patrz! Wzrokiem gdzie sięgamy,
nie ma na wodzie plamy
ni błękit brudzi mgła...
O dziecko! Niech w tak czyste
głębiny i świetliste
popłynie dusza twa...
ŻYCIE

Od jesieni do jesieni
życie w biegu się nie leni
i od lata znów do lata
jak kurzawa z wichrem zmiata.

Rdzą przeżarci i kłopotem
pytamy się: a co potem?
Pod krzyżami upadamy
i co potem się pytamy?

I co potem, i co potem -
gnani smutnym samolotem,
122
wśród ciemności i przepaści -
ideałów entuzjaści.
STRASZNY ŻAL

Dziś, kiedy życia mego słońce z wolna spada, ni przyjaźń mnie otacza, ani wdzięczność ludzi; z jednej strony mej stoi melancholia blada, z drugiej cień, gdzie nadzieja niczego nie łudzi.

A przecie w tej „z słoniowej kości mojej wieży”
niejeden bok się szczerą ludzką krwią czerwieni, niejeden jęk ludzkości w fundamencie leży i u szczytu dusz ludzkich dość świeci płomieni.

Dziś, kiedy życia mego słońce dąży spadać, jedno li widzę, czego trzeba mi żałować: żem był zmuszony słowo moje wypowiadać, a nie mogłem li sobie w sobie go zachować.
Z FACKIEWICZÓW KUFKOWA

Z Fackiewiczów Kufkowa - bywa, czyta, gada, ma żurki, daje rauty, na loteriach siada, flirtuje, sądzi książki, do teatru chodzi, gdzie może, nie pomoże, gdzie potrafi, szkodzi, z Fackiewiczów Kufkowa. Ma swe przyjaciółki, gryzie, a gdzie nie chwyci, obślinia do spółki.
123