Każdy jest innym i nikt sobą samym.


— Wasza ekscelencja ma słuszność, dla Sancha wszystko to jedno. Ale gdybyś wytłumaczyć raczył tym poczciwym ludziom, gdzie i po co płyniemy, a zwłaszcza kiedy wrócimy, sprawiłbyś im niewymowną pociechę.
— Ponieważ moim zdaniem starsi wtedy chyba ukrywać powinni swe zamiary podwładnym, gdy to zagraża niebezpieczeństwem, uczynię przeto chętnie czego ode mnie wymagasz, i proszę wszystkich posłuchać mnie uważnie. Celem naszej podróży jest państwo wielkiego chana, położone, jak wiadomo, na wschodnim krańcu Azji i kilkakrotnie już zwiedzane przez Europejczyków, chociaż drogą przeciwną niż nasza, bo w kierunku wschodnim. Ale powodzenie nasze zależy głównie od gorliwości i poświęcenia całej osady, obok wskazówek jakich dostarcza nauka, a które krótko wam wyłożyć zamierzam. Przekonany jestem o kulistości ziemi, z czego wypływa wniosek, że Atlantyk, mając granice od wschodu, powinien je mieć i od zachodu. Otóż rachuba daje mi pewność, iż lądu tego, który uważam za Indie, dosięgnąć można w dwudziestu do trzydziestu dniach żeglugi. Objaśniwszy was jakim sposobem i kiedy przybyć zamyślam do tych krajów nieznanych, przytoczę teraz kilka szczegółów dotyczących korzyści jakie zapewnia ich odkrycie. Według opowiadań niejakiego Marco Polo i jego krewnych, szlachciców weneckich, państwo wielkiego chana nie tylko jest obszerne, lecz nadto bogate w złoto, srebro i kosztowne kamienie. Osądźcie więc sami jaka nagroda czekać może uczestników tej wyprawy. Królestwo ichmość już teraz podnieśli mnie do godności admirała i wicekróla krajów, które odkryjemy, jeżeli szczęśliwie dokonamy dzieła; każdy z was będzie miał prawo do łaski naszych władców, którzy jej pewnie nikomu nie odmówią w stosunku do zasługi, a będzie czym zaiste nagrodzić największe wysiłki. Marco Polo, zabawiwszy lat kilkanaście na dworze wielkiego chana, niemałe zebrał korzyści, a chociaż to prosty był szlachcic i nie posiadał innych środków transportu, jak juczne zwierzęta, tyle jednak nagromadził skarbów, iż dźwignął podupadły ród i potomkom jeszcze zostawił nieprzebrane dostatki. Nadto wzdłuż brzegów tej części Azji znajdują się rozrzucone wyspy, obfitujące w kadzidła i rośliny aromatyczne. Zyski więc nasze mogą być niezmierne, nie mówiąc już o zasłudze poniesienia krzyża niewiernym, chociaż przodkowie nasi szukali chluby w wyprawach dla oswobodzenia Grobu Świętego.
Kończąc przemowę, Kolumb przeżegnał się i powrócił do grona oficerów. Słowa jego zrazu działały korzystnie, ale wkrótce powróciło smutne usposobienie. W ciągu nocy jedni we śnie marzyli o bogactwach wzmiankowanych przez admirała, drugim zdawało się, że uniesieni przez złego ducha w dalekie strony morza, krążyć tam muszą na wieki za pokutę.
Przed samą nocą admirał przywołał do siebie dowódców „Pinty" i „Niny", aby ich zaznajomić ze swymi zamiarami i dać instrukcję na przypadek rozłączenia.
— A więc rozumiecie mnie, seniorowie, rzekł w końcu, powinniście ile możności trzymać się mego okrętu, a gdyby nas rozłączyła burza, zawsze w kierunku zachodnim popłynąć aż na odległość około siedmiuset mil od Wysp Kanaryjskich. W tym miejscu nocną porą należy zwijać żagle, gdyż prawdopodobnie znajdować się wtedy będziecie niedaleko archipelagu azjatyckiego. Posuwając się ciągle ku zachodowi, dosięgniecie stałego lądu, i albo już mnie znajdziecie na dworze wielkiego chana, albo też wkrótce tam przybędę.
— Dobrze, senior admirale, odpowiedział Marcin Alonzo, podnosząc oczy utkwione dotąd w mapę; lepiej by jednak było gdybyśmy razem zostali, bo prostym marynarzom nie przystoi wchodzić w stosunki z władcą owego kraju.
— Masz słuszność, poczciwy Alonzo; w każdym więc razie czekajcie mojego przybycia, a tymczasem starajcie się rozpoznać położenie i płody wysp okolicznych. Cóż mówili twoi ludzie straciwszy z oczu Ferro?
— Osada szemrała tak głośno, iż lękałem się buntu. Chyba tylko obawa gniewu królewskiego wstrzymała ich od powrotu do Palos.
- Czuwaj nad nimi i utrzymuj najsurowszą karność; ale staraj się także wspierać ich moralnie przez stosowne objaśnienia. Teraz seniorowie, udajcie się na wasze statki, bo noc już zapada.
Kolumb, zostawszy sam na sam z Luisem w kajucie, usiadł na koi i ręką podparłszy głowę zamyślił się.
- Ty od dawna znasz Alonza, spytał wreszcie przerywając milczenie.

Tematy